Tratwa zbudowana z pni lekkich drzew oraz łodyg bambusa, miała sporą nośność. Dwa wiosła i prymitywny, wykonany z długiego kija ster to gwarancja utrzymania właściwego kierunku żeglugi. Wystarczające na 10 dni zapasy żywności i czystej wody dawały szanse na dotarcie do cywilizacji. Mętne wody dorzecza Amazonki nie wyglądały na przyjazne.
Osioł milczał, majestatycznie wiosłował wpatrzony gdzieś w dal. Karol pracował drugim wiosłem, odpowiednio regulując swoje ruchy, dzięki czemu płynęliśmy z prosto prądem. Ster, w praktyce nie był przydatny.
Natalia, tak przypuszczałem, nie była zadowolona z powrotu. Z dwóch powodów. Pierwszym byłem ja, czyli jej niedoszły partner. Mogliśmy przecież zostać w tubylczej wiosce przez kilka miesięcy, w tym czasie filozof z matematykiem dotarliby do cywilizacji i sprowadzili pomoc. Drugim było ryzyko, że nie damy sobie rady i nasze ciała, pożarte przez kajmany i drapieżne ryby, do końca rozłożone w wodzie amazońskiej rzeki, przestaną istnieć. To droga donikąd.
Nikt nikogo nie zmuszał do odwrotu. Osioł zdecydował, że osiągnął swoje zamierzenie i nie było nim bynajmniej szlifowanie mojej psychiki, choć myślałem, że nasza wyprawa do Ameryki Południowej, to właśnie ten cel. Nie spodziewałem się że on, filozof, nauczyciel biznesmenów, sławny colach, jest zagubiony. Poniekąd oszukał nas wszystkich, aby się móc sprawdzić. Zrobił to dla siebie samego. Chciał mieć towarzystwo – ekipę, z którą zaryzykuje wyprawę w nieznane.
Karolowi potrzebne było oderwanie się od rzeczywistości. W swoich matematycznych rozważaniach zatrzymał się w miejscu i tylko terapia szokowa mogła mu pomóc. Dziwak z tego Karola. Jasne, że nie mógł pojechać do Ciechocinka, gdzie spacerując w cieniu tężni, nabrałby sił. Konieczne były mocne przeżycia.
Natalia pojechała z nami, bowiem pachniało jej to przygodą życia. Coś w rodzaju wypraw Indiana Jones. Dzika Amazonia, dzikie plemiona, dzika przyroda i ona, która zwycięża wszelkie przeciwności i wraca do cywilizacji silniejsza. Teraz to już nie wiem, czy chciała ze mną na stałe zostać w tubylczej wiosce, czy tylko jej się wydawało. A może to był element planu gry młodej kobiety?
A ja? Zostałem nieco przez Osła zmanipulowany. Dla mojego nauczyciela, już nie jestem Baranem, stałem się, bowiem (choćby po części) człowiekiem. Wyrzuciłem ze śmietnika podświadomości śmieci i częściowo zapełniłem to wnętrze pozytywnymi emocjami, z których może powstać radość istnienia. Teraz tylko trzeba znaleźć cel i droga do spełnienia stoi otworem. Po co mnie tu zaciągnął? Abym ścianki owego śmietnika mojej duszy mógł zaimpregnować? Żeby ewentualne śmieci źle się niej czuły i nie znalazły dla siebie miejsca?
Pokonaliśmy kolejny zakręt, ale na horyzoncie nie było widać żadnej cywilizacji. Wszechobecna, soczysta zieleń otaczała nas szczelną zasłoną. Na brzegu zobaczyliśmy trzy dorosłe, duże kajmany. One także nas zauważyły. Po chwili zniknęły pod wodą. „Były głodne i zauważyły pewny łup, czy też zrobiły sobie zawody w nurkowaniu?” – pytanie zadane przez Osła wprawiło mnie w osłupienie. Filozof, spokojnym głosem wypowiedział swoją sentencję, po czym wrócił do spokojnego, równomiernego wiosłowania.
Ludzie chcą, aby wszystko zdarzało się tak, jakby chcieli, ale sami nic w tym kierunku nie robią. Owszem, często, nawet profesjonalnie dążą do celu, który jest pomierzony, ambitny, realistyczny, ale go nie osiągają. Powód jest ważki – sami nie dokonują zmian we własnym wnętrzu i dlatego im się to nie udaje.
Przez cały okres szkolenia, tak naprawdę wałkujemy jeden temat. Jedno zagadnienie, które może uwolnić drzemiący w człowieku potencjał. To kwestia pokory.
Osioł po raz kolejny rozpoczął swój wywód o pokorze. Tratwa coraz bardziej zanurzała się w mętnej wodzie amazońskiej rzeki, trzy żarłoczne kajmany, schowane gdzieś pod powierzchnią, być może przygotowywały się do ataku na nas, a w moim nauczycielu, jakby nigdy nic, obudził się filozof.
Człowiek, podświadomie broniąc się przed otoczeniem, buduje wokół siebie mur. To wzmacnia poczucie bezpieczeństwa. Nie dopuszcza do siebie rzeczy niechcianych. Poświęca coraz to więcej energii na zabezpieczenia, sam przy tym stając się coraz słabszym. Do prowadzi do utraty tożsamości. Obudowany murem bezpieczeństwa osobnik wydaje się być siłaczem. To pozory. To tylko pycha, która jest jak pusty w środku, duży balon. Prawdziwa siła człowieka tkwi w nim samym. To przyznanie się do siebie samego, odrzucenie podpórek i nabranie pewności siebie. Tak przemieniony Homo sapiens, otwarty, szczery i niebojący się konsekwencji, staje się pełen pokory. Zna swoją moc i dlatego może stanąć w prawdzie. Jakakolwiek ucieczka od własnego ja, zawsze kończy się klęską. Reasumując, jeżeli chcesz osiągnąć rzeczywisty, zgodny z twoją osobowością sukces, musisz być prawdziwy, czyli silny i pokorny.
Zapytałem, co to da w obliczu tonącej tratwy i ewentualnego ataku kajmanów? Odpowiedział, że mam szanse być pożarty już jako człowiek wyzwolony z kajdan, które narzuciło mi życie w zepsutej cywilizacji wszelakiego wyzysku. Pocieszające.
Jeden z wodnych drapieżców wynurzył się tuż przed przednią częścią tratwy. Karol, bez zmrużenia oka złapał maczetę i z całej siły uderzył w podłużną, buro-zieloną głowę. Na łbie zwierzęcia powstała duża szrama, skóra rozdzieliła się i trysnęła krew. Ukazała się roztrzaskana czaszka. Wydawało się, że niemłody już mężczyzna ma doświadczenie we władaniu maczetą. Później wyjaśnił, że to tylko wyuczona cecha matematyka – tak zwane obliczenia w pamięci. Dzięki swojej teorii rozłupał łeb krokodyla.
Dwaj koledzy zakrwawionego zwierzęcia, wkrótce dotarli do naszej pływającej konstrukcji i bez zastanowienia się, natarli na ciężko rannego kuzyna. Automatyzm drapieżników uratował nas przed pożarciem.
Dobiliśmy do brzegu. Po wzmocnieniu konstrukcji tratwy, ponownie ruszyliśmy z prądem rzeki. Myślałem nad tym, co usłyszałem od Osła. Nadejdzie taki dzień, w którym otaczający mnie mur przestanie być potrzebny do życia. Zacznę wówczas funkcjonować wsłuchany we własne wnętrze, naturalnie.
Natalia przyglądała mi się badawczo. Wyglądało na to, że ona także analizuje swoją postawę. W pewnym momencie stwierdziła, że czuje się źle, jakby była otoczona niewidzialną skorupą. Gdybyśmy pozostali w tubylczej wiosce, wówczas byłoby inaczej, zgodnie z prawami przyrody. Teraz wracamy do cywilizacji, gdzie ona już się chyba nie odnajdzie. Droga kariery prawniczej, to zła droga. Pozorne zwycięstwa nad innymi prawnikami, bądź też pozorne porażki. Wszystko oparte na znajomości kodeksów, przepisów prawa i wyczuciu sędziego. Tworzenie, niekiedy teatralnej atmosfery, aby poczuć smak zwycięstwa. Słodko-kwaśny smak zakłamania. Podpowiedziałem, że może robić coś zupełnie innego, ale ona schowała twarz w dłonie i zaczęła płakać. Chciałem ją pocieszyć – to był pierwszy, naturalny impuls. Nie mogłem jednakże zmienić swojego miejsca, bo nasza ledwie pływająca konstrukcja, straciłaby stabilność. Milczeliśmy słuchając pochlipywania młodej kobiety. Po kilkunastu minutach uspokoiła się.
Osioł popatrzył w moje oczy i zapewnił, że już wkrótce do końca poprzestanę być Baranem i stanę się człowiekiem. Już jestem dość silny. Muszę jeszcze tylko wyrzucić z umysłu ostanie zalegające tam śmieci, wysprzątać i zapełnić powstała w ten sposób przestrzeń tym, co daje prawdziwą radość i spełnienie. Powiedział to, co sam niedawno sobie uświadomiłem. Zapytałem, czy to może jest Bóg? Roześmiał się. Wyjaśnił, że prawdę mogę znaleźć w sobie, ale on nie potrafi tego nazwać. Na pewno nie jest to żadna zorganizowana społeczność z jej ograniczeniami i manipulacją. Nie jest to też nagroda za zasługi, nie jest to sława, ani też zabezpieczenie finansowe. Wszystko to, są to tylko środki do osiągnięcia celu. Kiedy po raz drugi zapytałem, co zatem jest celem, uśmiechnął się tylko. Proces, który przechodzę będzie wkrótce miał swój finał – taką ma nadzieję. Wówczas dowiem się, do czego doszedłem. Kiedy już będę silny, kiedy stanę się człowiekiem prawdziwym, pełnym zadumy i pokory, wówczas poczuję to, co do tej pory nie było dla mnie osiągalne.
Kiedy zapytałem, czy on osiągnął ten stan, roześmiał się, odwrócił głowę w stronę zielonej ściany puszczy i zamarł w bezruchu. Wyglądał jak posąg.
To, co przeżyłem w ostatnich tygodniach mogłoby wystarczyć na przygody życia dla wielu osób. Sytuacje ekstremalne oczyszczają umysł, podobnie jak ogień oczyszcza zaśniedziałą stal. Doszedłem do wniosku, że to dziwne, ale nie czuję zmęczenia. Ani tego psychicznego, ani fizycznego.
Jeżeli uda nam się przetrwać i dotrzeć do cywilizacji, to będziemy uratowani, jeśli nie, to nikt nawet nie odnajdzie naszych ciał. To stwierdzenie faktu bez żadnych emocji. O ile będziemy mieli szczęście, to, co dalej zrobię ze swoim życiem? Kontynuacja korporacyjnego niewolnictwa nie wchodzi w rachubę. Związek z Natalią też nie – to mogłoby być dobre w Amazonii, ale nie w hierarchicznej, zdominowanej biznesem, kapitalistycznej rzeczywistości. A może się mylę? Poczułem pustkę w głowie. Może rzeczywiście narodziłem się po raz drugi i brak dążeń, to wynik tymczasowego braku doświadczeń i oceny otaczającego mnie świata? Stara ocena, przez lata była modyfikowana codziennym zżyciem, obserwacjami i miejscem w szeregu: w pracy, w domu, wśród podobnym mi niewolników systemu. Teraz…
Osioł poradził mi, abym z decyzjami się nie śpieszył. Owszem mogę wyznaczać sobie cele, ale raczej powinienem z pokorą czekać na rezultaty swoich działań, niż spodziewać się, że profesjonalnie przygotowany plan na pewno się powiedzie. Planuj, pracuj nad projektem, angażuj się, ale stosuj wyuczonej matematyki, bo wówczas popełnisz dużo błędów.
Uwagi i rady filozofa przestały mnie drażnić. To duży postęp.
Za kolejnym zakrętem, skręconej w liczne meandry rzeki, zobaczyliśmy drewniane zabudowania. Grupa uzbrojonych w długą broń mężczyzn pilnowała robotników pracujących na zbocza góry. Odkrywkowa kopalnia. Niewolnicy zmuszani siłą do pracy – tak to wyglądało. Czyżbyśmy wpadli z deszczu pod rynnę? Tak, czy inaczej musieliśmy dobić do brzegu – nasza tratwa lewie utrzymywała nas na powierzchni. Będziemy uratowani, czy też staniemy się, przymuszonymi do ciężkiej fizycznej pracy niewolnikami w kopalni.