Zapytałem szanownego ciała nauczycielskiego, czy jesteśmy bohaterami, bowiem uratowaliśmy pana Jana, czy też, jak zwykle zresztą, młodzieńcami, którzy właśnie zeszli na złą drogę? Zdania były podzielone. Ebonit twierdził, że jesteśmy „be” – powiedział „łobuzy”, pani dyrektor uśmiechała się pod nosem i nic nie mówiła. Hiszpan stwierdził, że jeśli porównać nas do naczyń połączonych, to poziom łobuzerstwa wyrównał się z czynem szlachetnym. Aby zapobiec wypowiedzi naszej pani Ludomiry, poradziłem jej, aby odsunęła się od brzegu, bo zdaje się znowu przytyła i nie daj Boże trawiasta skarpa jej nie utrzyma. Zrobiła się purpurowa na twarzy i jak się zresztą spodziewałem, zaniemówiła.
Kategoria: W oparach PRL-u
Prace ręczne i króliki
Ebonit, tuż przed końcem roku szkolnego wyskoczył z nowym pomysłem na prace ręczne. Zupełnie jak przysłowiowy filip z konopi. Dziewczyny szyły, wyszywały, a nawet cerowały skarpety – musiały zdobyć takie z dziurą, a w ówczesnych czasach rodzącego się nylonu, wcale nie było to łatwe. Część męska klasy miała zajęcia w pracowni, gdzie Ebonit podzielił nas na cztery czteroosobowe grupy i zaprosił do udziału w rywalizacji. Każda z grup, na kolejnych pracach ręcznych miała zbudować klatkę dla królików. Owe puchate zwierzątka rozmnożyły się (jak to króliki mają w zwyczaju) u ojca naszego nauczyciela. On zaś, aby zapobiec klęsce żywiołowej i pożarciu przez te żarłoczne bestie całej marchewki z ogródka, zobowiązał się że „gdzieś” je umieści.
Ucieczka męża Ludomiry (Syreną 103)
W drugi czwartek wakacji około godziny 11 rano zobaczyliśmy chmurę niebieskawego dymu, który dość szczelnie wypełnił ulicę Szkolną. Syrena 103 ruszyła z miejsca, z każą sekundą nabierając coraz większej prędkości i generując przy tym wciąż nowe kłęby spalin. Doszliśmy do słusznego zresztą wniosku, że nową kobietę łatwo zgarnie, nawet z ulicy, bowiem stary model polskiego samochodu miał drzwi zamocowane na środkowym słupku, otwierane na zewnątrz. Wystarczy je otworzyć i nowa kobieta znajdzie się na miejscu pasażera. Drzwi pojazdu były jednak szczelnie zamknięte. Gdyby uciekinier dążył do kolejnej konfrontacji z płcią piękną, nasuwało się pytania, czego w pierwszym związku nie pojął?
Praca w gospodarstwie, sianokosy i zsiadłe mleko
O siódmej rano, wraz z Wiesiem zgłosiliśmy się do pracy w gospodarstwie. Pan Kazik nazwany przeze mnie chłopem, tak naprawdę był postępowym rolnikiem. Bardzo inteligentnym facetem. Szkoda, że nie był nauczycielem. W szkole można by wprowadzić przedmiot o nazwie ŻYCIE i nasz gospodarz z pewnością stałby się ulubieńcem uczniów. Poszliśmy na łąkę grabić siano… Gdyby mój kolega nie bał się gęsi, to cała historia mogłaby potoczyć się inaczej…. Na dodatek, prześladująca mnie pani Ludomira…
Dziadek – wspomnienia z PRL-u i z czasów zamierzchłych…
W 1982 roku dziadek, pomimo swoich 82 lat, nadal miał sporo krzepy. Każdy z nas przyniósł do warsztatu połówkę świńskiej tuszy, po czym odpowiednio przygotowaliśmy mięso, aby powstały z niego szynki, kiełbasy, a nawet salceson. Tworzyliśmy kontrabandę dla reguł stanu wojennego. Nie przejmowaliśmy się tym zbytnio i nie myśleliśmy o ewentualnych konsekwencjach. Wieczorem, gdy babcia poszła spać, zostawiając nas, mężczyzn przy kuchennym stole, piliśmy bimber z maleńkich kieliszków, który zakąszaliśmy smażonym na patelni mięsem, tak zwaną świeżonką. Dziadek w wieku 20 lat został powołany do wojska. Wojna zbliżała się wielkimi krokami. Uderzenie w niepodległą Polskę miało nastąpić ze Wschodu…
Studnia w lesie i czereśniowy sad
Potrzebowałem pomocy z zewnątrz W epoce, w której nie było telefonów komórkowych, nie było to zadanie łatwe. Początkowo chciałem rozpalić ognisko i dawać dymne znaki (za radą Wiesia), ale nie miałem pomysłu jak je wysyłać. SOS: trzy kropki, trzy kreski i trzy kropki.
Nieco adrenaliny i skok w dal do Wisły
Skok z na rowerze z portowej główki to nie był mój pomysł. Owszem, pomagałem w dopracowaniu szczegółów. Po pierwsze, stary składak był przywiązany sznurkiem do nogi. W przeciwnym wypadku, zostałby utracony w mętnej wodzie…
Preparaty biologiczne i wątpliwy zapach formaliny
Nauczycielka niedosłyszała i wzrok także miała słaby. Nie zauważyła zdemolowanej szafy z preparatami, jak i wybitej szyby w oknie. Usiała za biurkiem i zaczęła wywód o ropuchach. Zmysłem, który u niej jednakże funkcjonował całkiem poprawnie, był węch. Wąskie nozdrza zwężały się i rozszerzały na przemian. Monolog o ropuchach zawiesiła w pół zdania. Zmarszczyła brwi i zamyśliła się głęboko, z pewnością próbując znaleźć odpowiedź dotyczącą niemiłej woni.
Rowerowy rajd i pech krzaka czarnego bzu oraz bagiennych żyjątek
Rowerowy rajd i konsekwencje zapalczywości naszej pani w splocie mało prawdopodobnych, lecz prawdziwych zdarzeń.