Obudź swoje emocje i nie przestawaj cieszyć się pełnią życia
Odrzuć od siebie limity – ograniczenia niszczą twoją osobowość
Pozostań na długo na dobrej stronie życia
„Sukces jako źródło radości”, czy też „radość jako źródło sukcesu”.
Jeżeli ktoś nie chce przeżywać szoku prawdy o sobie, niech pozostanie podparty systemem własnych zabezpieczeń i pozornym komfortem łatwego życia. Mówienie prawdy jest niewygodne dla tych, którzy chcą nas oszukać. Zgodnie ze starym indiańskim przysłowiem Apaczów (z tego co wiem) „Jeśli ktoś cię raz oszuka, to jest oszustem, jeśli oszuka cię drugi raz, to jesteś głupcem”. Aby uchronić się przed tym drugim, postarajmy się przestać oszukiwać samych siebie.
Jako dziecko chciałem zostać uczonym, odkrywcą, może nawet nieco zdziwaczałym, ale za to transparentnym poszukiwaczem prawdy. Prawdopodobnie przyczyną chęci ukrycia się w pracowni, z dala od zgiełku świata był brak poczucia bezpieczeństwa, co zrozumiałem dopiero po wielu latach. Nie będę tego tu opisywał. Kiedy byłem już dorosły, o mało nie zostałem naukowcem. Po obronie doktoratu, ostatecznie przekonałem się, że praca naukowa nie daje mi należytej satysfakcji. Miarą sukcesu pracownika nauki w dzisiejszych czasach, jest liczba publikacji w czasopismach o możliwie jak największym faktorze, czyli ważności. Szybko doszedłem do wniosku, że osiągnięcia tego typu nie są moją pasją. Z mojego punktu widzenia, produkty tego typu, to w wielu wypadkach mniej, lub bardziej odtworzeniowe rzemiosło. Jest one pewnie potrzebne, ale ja z tego cechu postanowiłem się wypisać.
Konieczność utrzymania rodziny pomogła mi w podjęciu decyzji. Rozpocząłem pracę w typowo kapitalistycznej korporacji, gdzie krok po kroku, mierząc swoje możliwości i postępy oraz mając nieco szczęścia, zacząłem robić tak zwaną karierę. Sukcesy dawały mi zadowolenie, choć nie było ono pełne. Korporacyjne szczury biegną w swoistym wyścigu, by solidnie się okopać, nabrać sił i ponownie wystartować w zawodach donikąd. Niektórym udaje się piąć po szczeblach korporacyjnej drabiny, ale to drabina nie sięga nieba… Często, gdy uzyskują już wymarzone stanowisko, jest już za późno na życie. Pozostaje pozłacana trumna, bo na taką delikwenta jest stać. Mnie udało się podążać za stadem nieco z boku, może ze względu na niedoleczone kompleksy, a może ze względu na nieco zbyt wrażliwą duszę (dobrze zamaskowaną pod twarzą pokerzysty).
Firma w której pracowałem dokonywała corocznej oceny pracowników. Zwykle robili to bezpośredni zwierzchnicy, choć jeden raz zdarzył się wyjątek. Osobą oceniająca moje zdolności przywódcze była utytułowana pani psycholog, która po poleceniu zdobienia szeregu testów, zadała mi w końcu fundamentalne pytanie: „Kim chciałbym być?”. Jako pierwsza odpowiedź nasuwało mi się „Świętym”, bowiem bycie Świętym stawia przed kandydatem bardzo duże wymagania, zarówno odnoście wiary, jak i poświęcenia oraz wyrzeczeń. W efekcie daje to obraz niebywałego twardziela, który dodatkowo potrafi wprowadzać się w stan medytacji, czyli myślenia w czystej postaci. Jest to niezależne od wyznania oraz praw danej religii. To jest wspaniałe. W końcu to Święty jest przykładem wiary, choć częstokroć nawet łamie kanony ustanowione przez tak zwana władzę duchową. Nie dość, że twardziel, to jeszcze rewolucjonista. Nuda wykluczona.
Ostatecznie nie odważyłem się na śmiałe wyznanie i zgodnie z tym co myślałem, odparłem, że chciałbym być artystą. Artystą, czyli kimś z awangardy, kimś, kto rozumie co to jest symetria asymetrii i tworzy dzieło, w którym chce przekazać swoje myśli, doznania, bądź wątpliwości. Oczko niżej od Świętego, a w niektórych przypadkach może nawet na równi z nim.
Utytułowana pani psycholog okazała się być tylko i wyłącznie, znanym przez cech psychologów rzemieślnikiem i opatrzona przez ów cech tytułami, niby tarczą, która potrafi obronić się przed każdą światła myślą wychodzącą poza standard średniej. Osobą wyznającą dość wygodny, nie wymagający wysiłku kanon „bylejakości”. Jako wytrawny znawca swojej profesji zgasiła mnie stwierdzeniem, że aby być artystą, trzeba mieć talent. Może gdyby zapytała, czy jakiś mam, odpowiedziałbym, że chyba nie i przeszlibyśmy do testów i pogadanek pod tytułem: „Na jakie stanowisko w firmie nadaję się najlepiej”. „Kontynuujemy kierunek sprzedaży, czy może lepszy będzie marketing?”. Jak się później dowiedziałem, takie właśnie wnioski miała uzyskać. Nie zrobiła tego. Na piątym spotkaniu wyznała, że jest już zmęczona i chciałaby zakończyć moją ocenę, czyli napisać raport i wziąć wynagrodzenie. Mnie też ta zabawa się znudziła, wobec czego zacząłem się „starać”, przez co udowodniłem, że jestem firmie przydatny i nadaję się do kontaktu z ważnymi klientami. Obydwoje odetchnęliśmy z ulgą. Na krótko doszedłem do wniosku, że mając tak wielką cierpliwość i pokorę, może powinienem podjąć próbę stania się Świętym, ale zaraz zadzwonił telefon od Bardzo Ważnego Klienta i szybko wróciłem do rzeczywistości.
A teraz nieco teorii
Poszukajmy odpowiedzi na kilka zasadniczych pytań. Jak postępować aby odnieść sukces, aby osiągnąć cel? Jak żyć, aby czuć się spełnionym (szczęśliwym) i przy tym mieć szanse na to, aby stać się zamożnym. Co powinniśmy zrobić? Aby odnaleźć pytanie na to podstawowe pytanie, najpierw należy poznać samego siebie. Wydaje się nam, że najlepiej znamy właśnie siebie, ale to częstokroć jest złudne uczucie. Bardzo często myślenie oparte na rzeczywistych faktach i związane z tym reagowanie zastępujemy standardami, które są nam narzucone, a które wydają się słuszne i jedyne możliwe. Niegdyś owe standardy oparte były na przekazywanych z pokolenia na pokolenie tradycjach, obecnie niestety dominują te, bazujące na reklamie. Jak wspomniałem w poprzednich felietonach, żyjemy w erze kapitalizmu i przez ów kapitalizm jesteśmy traktowani jako odbiorcy towarów i usług. W praktyce podmiotowo. Aby wyrwać się z informatycznego piekła, co warunkuje pozbycie się cywilizacyjnego niewolnictwa, poznajmy zasady na podstawie których funkcjonuje człowiek jako osoba, która czuje i myśli, która dąży do zdobywania nagród i naturalnej radości. Postarajmy się zatem w pierwszym etapie zrozumieć przyczyny naszego prawdziwego, nie wypaczonego natłokiem informacji ego, zdefiniujmy to co nas uszczęśliwi i spróbujmy wytyczyć i zrealizować te cele, które dadzą nam możliwość spełnienia. To droga ku szczęściu i zamożności. Człowiek ze swej natury chce być szczęśliwy i chce korzystać z życia – a tą możliwość dają środki materialne. Dążenie do zaspokojenia potrzeb (tych prawdziwych, naturalnych, a nie tych narzuconych), w tym dążenie do bogacenia się, wszystko to jest wpisane w naszą psychikę i to powinno być celem naszego istnienia. Uwaga – człowiek bogaty to nie ten, który ma więcej od innych, ale ten, którego stać na zaspokojenie swoich potrzeb w drodze do szczęśliwego życia. Bądźmy zatem szczęśliwi, bogaci i młodzi (sprawni), niezależnie od naszego zawodu, pracy, otoczenia i wieku. Mamy prawo mieć i mamy prawo o to walczyć. Możemy zmienić bardzo dużo, i urosnąć w siłę, zdobyć szereg NAGRÓD i cieszyć się z nich. Aby wiedzieć „jak to zrobić”, musimy najpierw poznać „czego chcemy dokonać”, a to pojawi się, gdy dowiemy się „jacy naprawdę jesteśmy” i „co jest naszym celem”. Więcej szczegółów na te tematy można znaleźć już teraz w tym blogu oraz w kolejnych relacjach. Zapraszam.