Zastanówmy się nad istotą planowania. Nad rozsądkiem. Brak planowania spowoduje, że nie ruszymy z miejsca, a to, co będziemy robić może okazać się chaotyczne i mało skuteczne. Złe planowanie bywa czasem gorsze od jego braku. Należy mierzyć siły na zamiary i nie brać na swoje barki więcej, niż realnie możemy udźwignąć.
Zwiększenie komplikacji danej czynności sprawi, że stanie się ona w końcu niemożliwa do wykonania. Przykładem jest tu żonglowanie. Wyobraźmy sobie, że doświadczony i doskonale wyćwiczony żongler ćwiczy trzema kulkami – to dla niego łatwe. Po kolei dokłada kolejne kulki: czwartą, piątą, szóstą – utrzymanie kulek w ruchu i zachowanie wszystkich jest już trudne. Po dołożeniu kolejnych kulek, w końcu ćwiczenie staje się niemożliwe. Dokonujący pokazu człowiek, powinien poprzestać na takiej ilości kulek, która pozwala na swobodne nimi manewrowanie bez ryzyka niepowodzenia. Lepiej podrzucać pięć kulek, niż próbować z wieloma więcej i nie osiągnąć celu.
Uważajmy na ilość obowiązków, które sami sobie narzucamy. Po intensywnym treningu, możemy świetnie żonglować trzema kulkami, dobrze pięcioma, ale siedmioma już z trudnością. Przy jeszcze większej liczbie elementów, jakość ustąpi miejsca bylejakości, a ta jest przyczyną braku uporządkowania, co prowadzi wprost do utraty wiary w siebie.
Przy ocenie jakiejkolwiek aktywności, przede wszystkim należy zdać sobie sprawę, że mamy ograniczoną ilość czasu i w praktyce możemy nie zdążyć załatwić wszystkich spraw. Dlatego też wszystkie rzeczy, które mamy do załatwienia powinniśmy ocenić jak są one pilne i jak ważne. Sprawy najważniejsze i najpilniejsze załatwiamy bezzwłocznie. Pilne i mniej ważne w drugiej kolejności. Musimy też zastanowić się, czy wystarczy nam czasu na sprawy mało ważne – może niektóre z nich po prostu zlekceważyć i… nie załatwiać ich w ogóle? Możemy pokusić się o definicję dotyczącą ważkości tego, co powinniśmy zrobić. W tym celu postarajmy się pomierzyć konsekwencje niezałatwienia danej sprawy – jej wartość jest wyznacznikiem ważności. Trzeba także uważać, aby nie odkładać na ostatnią chwilę tego, co nie jest pilne. Bardzo często zapominamy wówczas o terminach i nagle pozostaje nam mało czasu, bądź zapominamy o czyś w ogóle. Ponadto presja czasowa, choć mobilizuje, jest zwykle przyczyną popełnienie wielu błędów. Pamiętajmy, że naprawa błędów zwykle kosztuje bardzo dużo (czasu i pieniędzy).
Nie musimy robić wszystkiego. Większość ludzi marnuje czas na rzeczy niepotrzebne. Często tylko dlatego, że tak wypada. Jeśli nie czujemy takiej wewnętrznej potrzeby, możemy zrezygnować z tych wszystkich aktywności, których przyczyną jest presja społeczna. Musimy przy tym tylko pamiętać, aby nikogo nie skrzywdzić. Jeśli się ktoś się obrazi… cóż, z tym też trzeba się zmierzyć. O ile nie chcemy iść do cioci na imieniny (np. wzajemnie nudzimy się we własnym towarzystwie), zadzwońmy z życzeniami, albo wyślijmy kartkę. Jeżeli nie chcemy pójść na przyjęcie do znajomych z pracy, po prostu podziękujmy. Nie usprawiedliwiajmy się przy tym – to ma bardzo negatywny wydźwięk – w oczach osoby, której się usprawiedliwiamy, będziemy uznani za człowieka nieszczerego. Pokazując silną osobowość, możemy zaś zaskarbić sobie na szacunek.
Żongler, który nauczy się operować trzema, a następnie pięcioma kulkami, może zacząć treningi z maczetami, a to jest zadanie dużo trudniejsze. Zamiast podejmować próbę z siedmioma kulkami, lepiej spróbować z trzema maczetami, skreślając z listy spraw do załatwienia te mało ważne. Odzyskany w ten sposób czas, a to jest czysty zysk.
Każdy dzień powinien być zaplanowany i na dodatek zaplanowany w sposób rozsądny. Nasze aktywności muszą być dopasowane do możliwości. Tak planujmy, aby zrealizować wszystkie zadania. Starajmy się nie przekładać realizacji zamierzeń na później. O ile to możliwe, nigdy. Na pewno nie na podstawie wymówki „zrobię to później”.Jest to o tyle niebezpieczne, że doprowadzi do bałaganu w naszym funkcjonowaniu. Oto siedem kulek w powietrzu i nie wiadomo, która złapać, a której pozwolić upaść.
Nieco innym zagadnieniem jest podświadoma chęć, aby załatwić wszystko co mamy zaplanowane w jak najkrótszym czasie, aby mieć to za sobą i w ten sposób uzyskać premię w postaci czasu wolnego. Trzeba na to bardzo uważać. Zdać sobie sprawę z faktu, że kumulacja aktywności wymaga poświęcenia relatywnie większej energii, co w konsekwencji skutkuje zmęczeniem.
Jechałem samochodem w delegację z Warszawy do Szczecina – dystans ponad pięćset kilometrów, co zajmowało około sześciu godzin. Podróż zaplanowana była na dwa dni. Postanowiłem zaoszczędzić jeden dzień i skumulowałem swoje aktywności. Wyruszyłem o drugiej nad ranem i od ósmej rozpocząłem wizyty u klientów. To, co miałem zrobić w ciągu dwóch dni udało mi się zakończyć dnia pierwszego około szesnastej trzydzieści. Do domu dotarłem o dwudziestej trzeciej. Pod koniec jazdy samochodem oczy zamykały mi się same i musiałem dokonać nie lada wysiłku, aby nie zasnąć. W tym celu trzymałem w zębach pudełko z sokiem z czarnej porzeczki, sądząc (prawdopodobnie błędnie), że przez zaśnięciem, mięśnie żuchwy, jako pierwsze przestaną funkcjonować. Ta wycieczka była czystą głupotą, ale ostatecznie udało mi się szczęśliwie dotrzeć do domu. Kolejny, zaoszczędzony dzień spędziłem w dużej mierze w łóżku, walcząc z silnym bólem głowy i zmęczeniem. Czułem się fatalnie. Zmarnowałem zaoszczędzony dzień.
Pamiętajmy także, aby każdy dzień tak zaplanować, aby wydzielić sobie czas na relaks i przyjemności. Sugeruję, nie mniej niż dwie godziny dziennie. To jest możliwe. Zrezygnujmy z niektórych aktywności zawodowych, czy nawet obowiązków domowych i nakarmmy się przyjemnościami. Te drobne niekiedy nagrody są konieczne, abyśmy żyli radośnie. Praca zawodowa i wysiłek, który daje satysfakcję także jest nagrodą, ale mimo to wyznaczmy sobie czas na radości zupełnie prywatne. Już po tygodniu takiego funkcjonowania dostrzeżemy pozytywną zmianę A zatem rozsądek przede wszystkim.
Złota zasada: Planuj zgodnie ze swoimi możliwościami i co masz zrobić dzisiaj, zrób dzisiaj (i nic więcej), a co jutro, zrób jutro (i nic mniej).