Będę się tu wymądrzał, ale „prawdziwa cnota krytyk się nie boi”. Tyle tylko, że do owej cnoty brakuje mi sporo, a krytyka działa na mnie deprymująco… Nic dodać, nic ująć. Z tą publikacją będzie tak, jak ze skakaniem ze skały do morza. Trzeba zrobić tylko jedno – odbić się silnie od podłoża. Kiedy znajdę się w powietrzu, będzie za późno, żeby się wycofać. Dlatego też, o ile Drogi Czytelniku masz szansę na zapoznanie się tym materiałem, to znaczy, że miałem odwagę nacisnąć „ENTER”.
UWAGA: Osoby uzależnione, powinny zgłosić się do odpowiedniego specjalisty i podjąć terapię. Samowyleczenie może dotyczyć niewielkiego odsetka „twardzieli”. W tym, co piszę, odnoszę się do własnego doświadczenia – nie zawsze muszę mieć rację, aczkolwiek…
Niektóre przyjemności osiągnąć jest dość łatwo. Dobre samopoczucie powstające w wyniku zaspokajania potrzeb związanych z uzależnieniami są wynikiem „głodu nałogowca”. Pierwsze zaciągnięcie się papierosem, pierwszy łyk alkoholu, ale też oglądanie pornografii w Internecie, czy też rozpoczęcie gry komputerowej, dla osoby uzależnionej, to jak pierwszy łyk wody dla spragnionego, czy pierwszy kęs pokarmu dla człowieka z pustym żołądkiem. Osiągnięcie nagrody nie wymaga dużego wysiłku i jest ona bardzo przyjemna.
Mój kolega o nazwisku „Leci” został zapytany przez wykładowcę o nazwisku „Roskosz” „Jak leci?”. Odpowiedział: „Sama rozkosz, panie Rozkosz”. Do takiego właśnie stanu dążył i mądrze, i aktywnie. Nauczony życiowym doświadczeniem, przed każdą studencką imprezą ukrywał dwa piwa, których po powrocie do pokoju w akademiku, nigdy nie mógł znaleźć. Następnego dnia przypominał sobie miejsce kryjówki. W zależności od porannego samopoczucia: a. chował piwa do lodówki, lub b. „przekładał kaca na jutro”. Jego dążenie do zachowanie homeostazy organizmu jest przykładem doskonałej adaptacji do zmieniających się warunków środowiska. Można powiedzieć, że miał ewolucyjną przewagę nad nami, pozostałymi trzema kolegami z pokoju. Przewaga ta skończyła się w dniu, w którym odkryłem jego kryjówkę. Niestety po powrocie z imprezy piwo smakowało wyśmienicie, zaś na drugi dzień pozostawała nam tylko aspiryna… Ot, inklinacje.
Chcę tu zwrócić uwagę na nasze przyzwyczajenia, których podstawą jest chęć uzyskania natychmiastowej przyjemności. Takie zachowania mogące prowadzić do nawyków, a te do uzależnień, w czasie, gdy jeszcze „nałogowcami” w 100% nie jesteśmy. Jest to czas, w którym mamy ostatnią szansę na samodzielne uwolnienie się od problemu, który za chwilę stanie się, być może wymagającą terapii chorobą. Zachowania te nazwę „ochota na niebezpieczną przyjemność”. Zastanówmy się, kiedy ta ochota się pojawia. Przeanalizujmy ostatnie trzy dni i postarajmy się doszukać zachowań typu „ochota na niebezpieczną przyjemność” oraz ich przyczyn. Podaję przykłady z mojego podwórka:
Wracam zmęczony do domu po trudnym, stresującym dniu w pracy. Wieczorem, aby odreagować piję piwo (po tym drugie) i szukam w telewizji rozrywki. Bezmyślnie przerzucam kanały, aż znajduję film, który co prawda ma prymitywny scenariusz i słabe wykonanie, ale zajmuje mój czas. Akcja zaspokaja ciekawość, emocje raczej nie pojawiają się. Zapominam o stresach z godzin 9,00 – 17,00.
Jestem przygnębiony ilością pracy, która muszę pilnie wykonać i na dodatek, muszę poświęcić czas na niezapowiedzianą telekonferencję (do której nie zdołałam się przygotować, zatem i będzie improwizacja). Aby się odprężyć przeglądam Internet – głównie płytkie portale z humorem. Na chwilę udaje mi się zapomnieć o problemach. Znudzony prostactwem niektórych dowcipów powracam do pracy.
Wracam do domu wieczorem. Jestem głodny. Standardowa porcja obiadowa nie wystarcza. Nie czekam na pojawienie się uczucia sytości, tylko dokładam, dokładam i dokładam (pozornie małe porcje). Po objedzie herbata i słodycze. Nie zachowałem umiaru i pochłonąłem więcej kalorii niż całodzienne zapotrzebowanie. Nie czuję się najlepiej. Słabo śpię, a i sny nie są przyjemne.
Wchodzę na Facebooka i czytam ostatnio opublikowane hasła, stwierdzenia i „myśli” tych, którzy (pewnie zbijając czas) publikują coś, co do niczego nie jest mi przydatne. Większość, to puste frazesy. W sumie, nawet ciekawość nie zostaje zaspokojona.
Wszystkie wyżej wymienione przykłady, to zachowania wynikające z braku kontroli i chęci otrzymania nagrody tu i teraz. Bezzwłocznie. Oczekiwanie na pojawienie się błogostanu w miejsce odczuć negatywnych (stres, głód), bądź braku odczuć wyraźnie zaakcentowanych (nuda). Owszem, pojawia się przyjemne uczucie, ale jest ono chwilowe. Ponadto, w wyniku „przedawkowania”, to co urocze szybko zostaje zastąpione rozczarowaniem i odczciami o nieprzyjemnym wydźwięku (wyrzuty sumienia z powodu złamania zasad – o ile mieliśmy określone postanowienia, ociężałość z przejedzenia, itp., itd.).
Dobrym przykładem konsekwencji w nieumiarkowaniu, jest występujące po suto zakrapianej imprezie zaburzenie homeostazy, zwane pospolicie kacem. Wyraz pojawia się we wszystkich popularnych nowożytnych językach, a zatem dotyczy większości nacji zamieszkujących naszą planetę. Zakładamy, że przyjemnie spędzamy czas (np. na miłej imprezie) i pijemy kolejne drinki. Początkowo pojawia się odprężenie, później uczucie radości, a następnie, w miarę spożywania coraz większych dawek alkoholu, już nic więcej miłego nie czujemy. Pijemy powodując ryzyko pojawienia się coraz to większego kaca. Bez przyjemności i bez sensu. Jednakże, nie każdy potrafi poprzestać na kilku drinkach, co daje szanse na obudzenie się następnego dnia w dobrej kondycji (wypoczęty i zadowolony).
Podobnie jest z paleniem – wypalając kolejne papierosy, nie czujemy już przyjemności. Przez jakiś czas czynność ta, może uspokajać palacza (odruch manualny, oderwanie się od problemów), lecz konsekwencje będą miały negatywny wymiar, o wartości dużo większej niż uzyskana korzyść.
Jedzenie także bywa niebezpieczne. Uczucie sytości to zapewnienie poczucia bezpieczeństwa, odprężenie, pojawienie się dobrego humoru. Z tego właśnie powodu, spotkania negocjacyjne częstokroć odbywają się w restauracjach. Dla człowieka głodnego, jedzenie ponad miarę po pewnym czasie staje się standardem. Konsekwencje to przyrost tkanki tłuszczowej, negatywnej zmiany w przemianie materii, czy nawet zatrucie organizmu metabolitami.
Największym niebezpieczeństwem przyzwyczajeń jest konieczność zwiększania podaży szkodliwych zachowań, co prowadzi wprost do uzależnień i nałogów.
Jak wspominałem wyżej, w pierwszym etapie, kiedy nasze nawyki nie urosły jeszcze do problemu terapii, możemy poradzić sobie sami. W tym celu należy, poprzez upór własny, wyeliminować zachowania ryzykowne. Dokonajmy pomiaru nagrody danego zachowania i porównajmy ją z anty-nagrodą, czyli konsekwencją własnej słabości. Nie jest to łatwe, ale jest to możliwe. Musimy tylko znaleźć nagrody o większej wartości i dążyć do nich zamiast w nadmiarze pić, palić, jeść, oglądać telewizję, czy Internet.
Czasem po prostu, nie chcemy rezygnować z wieczornego piwa i filmu w telewizji. Z dobrej czekolady i kawy z cukrem. Ze zdobycia nic nie wartej, wirtualnej nagrody w grze komputerowej. W takim wypadku akceptujemy nawyk, nagrodę o stosunkowo (bardzo) małej wartości. Cieszy krótko i wątpliwie.
Pamiętajmy, że nie wszystko jest złe i nie od wszystkiego powinniśmy uciekać, jedyną rzeczą która musimy osiągnąć jest umiar, a to częstokroć jest trudniejsze od całkowitego wyrzeczenia. Zachowanie umiaru, oczywiście jest najlepsze, tyle tylko, że niezmiernie trudne. Moja babcia, która była Szamanem (felieton opublikowany), mawiała, że od ściany jest kubek śmietany, z brzegu, kromka chleba, a w środku, gów.o po kotku. I to jest właśnie powód, dla którego umiar jest nie tylko mało atrakcyjny, ale jeszcze na dodatek może nieco trącić nieprzyjemnym aromatem.
Nieco więcej na temat metodyki postępowania w praktyce będzie niedługo w rozdziale „Plan – projekt zmian”.